Warzywa do chrupania

  • Wartość odżywcza całości:
  • 665,6 kcal, białko: 37g, tłuszcz: 25,5 g, węglowodany: 67,3 g

To właściwie jest przepis bez przepisu, ale zawsze warto przypomnieć o takiej przepysznej, chrupiącej i zdrowej przekąsce.

Składniki i przykładowe ilości:

  • warzywa:
  • 3 spore marchewki
  • 2 papryki (w dowolnych kolorach, ja najbardziej lubię czerwone)
  • spory świeży brokuł
  • sos:
  • 2 op. jogurtu naturalnego (300 g)
  • 1,5 łyżki oliwy
  • przyprawy: 2 ząbki czosnku, sól, pieprz, bazylia

Brokuła umyć i zalać wrzątkiem na kilka min. W tym czasie papryki i obrane marchewki pokroić w cienkie słupki. Brokuła przelać zimną wodą i podzielić na małe różyczki.

Składniki sosu dokładnie wymieszać (można je zmiksować, w ten sposób składniki dobrze się połączą).Sos można także zrobić z tłustszego od jogurtu naturalnego – jogurtu greckiego. Wtedy dodatek oliwy jest już zbędny. Można też do jogurtu naturalnego w ogóle nie dodawać oliwy, wtedy przekąska będzie jeszcze mniej kaloryczna.

Takie warzywa to idealna przekąska na wieczór, do filmu. Pasuje też jako dodatek do niedzielnego śniadania 🙂 Ja właśnie w tych dwóch okolicznościach spałaszowałam tę zieleninkę.

Trudno określić ile porcji wyjdzie z podanych ilości – wszystko zależy od apetytu biesiadników na warzywa oraz od towarzyszących pozostałych dań. Ale myślę, że 6 osób spokojnie się naje taką porcją.

Faworki

  •  Wartość odżywcza całości (przy założeniu, że faworki wchłoną 2 łyżki oleju*, a na posypkę zużyje się 10 g cukru pudru**):
  • 2128,6 kcal, białko: 60,4 g, tłuszcz: 76,1 g, węglowodany: 294,4 kcal

Znalazłam kiedyś gdzieś ten przepis i stosuję go w tłusty czwartek od kilku lat. Jest niezawodny! (07.02.2021: jednak trochę go zmodyfikowałam :-P)

  • 400 g mąki + do podsypywania (użyłam wrocławskiej typ 500)
  • 4 żółtka (pomysł na wykorzystanie białek znajduje się tu)
  • pół łyżeczki soli
  • łyżeczka octu spirytusowego
  • 150 g śmietany 18%
  • olej rzepakowy do smażenia (ok. 500 ml)
  • cukier puder do posypania

Do przesianej mąki dodać  żółtka, sól, ocet i śmietanę. Zagnieść ciasto. Według oryginalnej receptury należy uderzać wałkiem w ciasto przez kilka minut, by nabrało pęcherzyków powietrza, ale kiedyś smażyłam faworki bez bicia ciasta i wyszły równie smaczne.

Podsypać blat mąką i rozwałkować cieniutkie ciasto. Najlepiej podzielić ciasto na 4 części i każdą rozwałkowywać oddzielnie.

Ostrym nożem powycinać paski, w każdym zrobić nożem nieduże nacięcie po środku i przełożyć jeden koniec paska przez otwór, uzyskując kształt faworków.

W garnku rozgrzać sporą dawkę oleju (tak, by faworki mogły w nim swobodnie pływać) i smażyć faworki partiami.Wykładać do osączenia z nadmiaru tłuszczu na papier śniadaniowy lub papierowy ręcznik kuchenny. Gdy wystygną przyprószyć lekko cukrem pudrem. * choć faworki smaży się w dużej ilości tłuszczu, wchłaniają go niewiele – można to zaobserwować w czasie smażenia, oceniając ilość ubywającego z garnka tłuszczu.

** nadmiar cukru nie jest konieczny, oszczędźmy go faworkom – a trzustka z pewnością będzie nam wdzięczna.

Szpinak z serem pleśniowym i ziemniakami pieczonymi

  • Z podanych poniżej ilości wyszły 2 nieduże porcje.
  • Wartość odżywcza 1 porcji:
  • 333,3 kcal, białko: 10 g, tłuszcz: 34,1 g, węglowodany: 75,2 g

Ziemniaki:

  • 2 duże ziemniaki (ok. 400 g)
  • łyżka oleju rzepakowego
  • sól, pieprz, chilli

Szpinak:

  • łyżeczka oleju rzepakowego
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 garście szpinaku (ok. 50 g)
  • 1/2 krążka sera Camembert (60 g)
  • sól, pieprz

Ziemniaki obrać, pokroić w grube słupki, wymieszać w misce z olejem i przyprawami. Wyłożyć na blachę wyłożoną pergaminem i piec 30 min. w 200°C (aż się ładnie przyrumienią).

Na oleju zeszklić czosnek, dodać posiekany szpinak. Mieszać, aż zwiędnie, dodać kawałeczki sera pleśniowego, przyprawić, wymieszać. Podgrzewać, aż ser się rozpuści.

Zupa dyniowa z mlekiem kokosowym

  • Całość (bez płatków migdałowych):
  • 762 kcal, białko: 6,6 g, tłuszcz: 61,5 g, węglowodany: 56,2 g
  • Łyżka płatków migdałowych (ok. 5 g):
  • 28,6 kcal, białko: 7,6 g, tłuszcz: 2,6 kcal, węglowodany: 0,4 g

  • 500 g miąższu dyni (bez skóry i pestek)
  • 2-3 cm kawałek obranego korzenia imbiru
  • 2 łyżki oleju rzepakowego
  • puszka mleka kokosowego (lub 1/2 puszki)
  • 500 ml wody
  • przyprawy: sól, pieprz, tabasco, chilli, przyprawa do piernika
  • świeże zioła: mięta, bazylia
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • dodatki do dekoracji: płatki migdałowe uprażone na suchej patelni, świeże zioła, chilli

Dynię i imbir pokroić w plasterki/kostkę i podsmażyć na patelni z rozgrzanym olejem (ok. 5-7 min.). Zalać wodą, doprowadzić do wrzenia i gotować 10-15 min. (aż dynia będzie miękka). Odlać wodę (na wszelki wypadek zostawiając ją), a resztę zmiksować.

Do dyni i imbiru dodać mleko kokosowe (ja dodałam całą puszkę i zupa wyszła dość rzadka i mocno mleczna – jeśli ktoś woli gęstszą i mniej zdominowaną przez mleko kokosowe proponuję dodać 1/2 puszki. Ewentualnie gęstą konsystencję można rozrzedzić wodą z gotowania dyni).

Dodać przyprawy, zioła, sok z cytryny i całość zmiksować. Ponownie zagotować. Udekorować płatkami migdałowymi, ziołami i posypać chilli. Starczy spokojnie na 5-6 porcji.Inspirację zaczerpnęłam stąd.

Ciasteczka kukurydziane z powidłami śliwkowymi

  • Całość (przyjęłam, że powideł śliwkowych było 100 g):
  • 2186,5 kcal, białko: 23,1 g, tłuszcz: 113,3 g, węglowodany: 266,7 g
  • Wniosek: nie jedz tego sam 🙂 Lepiej tę wielką pulę kcal rozłożyć na większą liczbę osób…

  • 100 g mąki (użyłam wrocławskiej typ 500)
  • szczypta proszku do pieczenia
  • 50 g kaszki kukurydzianej (tzw. polenty)
  • 100 g cukru trzcinowego (w oryginalnej wersji przepisu było 120 g, okazało się, że 100 g to też za dużo, do smaku wystarczyłoby spokojnie 50 g – o ile taka mała ilość nie wpłynęłaby negatywnie na konsystencję ciasta)
  • 120 g masła
  • 2 żółtka
  • dodatkowo: kilka łyżek dżemu (użyłam powideł śliwkowych)

Mąkę z proszkiem do pieczenia przesiać do miski. Dodać kaszkę i cukier i dokładnie wymieszać. Dodać pokrojone w kosteczkę masło i zagnieść ciasto – tak, by nie było w nim grudek masła. Dodać żółtka i zagnieść gładkie ciasto. Owinąć w folię spożywczą i włożyć na 30 min. do lodówki.

Piekarnik nagrzać do 180°C. Ciasto rozwałkować na blacie podsypanym mąką i wykrawać prostokąty – albo dwa duże o jednakowym rozmiarze (o ile w takim stanie uda się je przenieść na blachę do pieczenia) albo kilka mniejszych, tworząc pary o jednakowych rozmiarach (ja wybrałam tę drugą opcję). Prostokąty z ciasta ułożyć na blasze wyłożonej pergaminem i piec na złoto 12-15 min.

Na jednym prostokącie z pary rozsmarować dżem, przykryć drugim prostokątem, tworząc „kanapeczki”.

Bardzo smaczne ciasteczka o ciekawej konsystencji (kaszka kukurydziana fajnie chrupie pod zębami :-)).

W oryginalnym przepisie wierzch „kanapeczek” posmarowano lukrem i udekorowano owocami – dla mnie dodatek lukru zdecydowanie przesłodziłby te ciasteczka.

Przepis (zmodyfikowany) pochodzi z miesięcznika „Kuchnia”, nr 3-2010.

Sałatka z mango i awokado

  • Całość:
  • 473,8 kcal, białko: 8,4 g, tłuszcz: 22,5 g, węglowodany: 54,7 g
  • Tłuszczu jest sporo, ale jest to tłuszcz roślinny – zdrowszy od zwierzęcego. Jego źródłem w tej sałatce jest głównie awokado, które cechuje się sporą zawartością korzystnych jednonienasyconych kwasów tłuszczowych

Awokado jest dość mdłe, więc wymaga wyrazistego towarzystwa. W tej sałatce występuje w idealnym połączeniu!

  • awokado
  • mango
  • czerwona papryka
  • 1/2  małej czerwonej cebuli (lub cała sztuka – jeśli ktoś woli)
  • pieprz kajeński, pieprz cytrynowy
  • posiekane świeże liście mięty i bazylii
  • 2 łyżki soku z cytryny

Awokado, mango i paprykę pokroić w kostkę. Cebulę drobno posiekać. Wymieszać wszystkie składniki sałatki. Tę sałatkę najlepiej spożyć krótko po przygotowaniu.

Mniami! 🙂

Przepis (zmodyfikowany) pochodzi z książki „Podróże kulinarne. Kuchnia meksykańska. Tradycje. Smaki. Potrawy” z kolekcji „Rzeczpospolitej”

Ciasteczka czekoladowe z bitą śmietaną

  • 2 jajka
  • 3 łyżki cukru (użyłam brązowego nierafinowanego)
  • 6 łyżek mąki (ok. 60 g)
  • 1,5 łyżki prawdziwego kakao (ok. 10 g)
  • powidła śliwkowe (lub inne powidła albo dowolny dżem)
  • 4 czubate łyżki ubitej śmietany kremówki 30 %
  • cukier puder do posypania

Piekarnik nagrzać do 220°C. Dwie blachy wyłożyć pergaminem.

W misce ubić mikserem jajka z cukrem na puszystą masę.

Przesiać mąkę z kakao i stopniowo (po łyżce) dodawać do masy jajecznej, delikatnie i powoli mieszając, aż masa będzie jednolita.

Wykładać masę po łyżce na pergamin (tak, by utworzyły się owalne placki). Zachować odstępy pomiędzy plackami, aby się nie posklejały. Mi wyszło 8 sztuk, w tym 2 większe.

Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 6 min. (tak, by masa nie była już płynna, a jednocześnie, by się nie spaliła!)

Po wystygnięciu placków ostrożnie odkleić je od pergaminu. Dobrać placki o zbliżonych rozmiarach w pary. Na każdym placku rozsmarować powidła (najlepiej od tej strony, która przylegała do pergaminu).

Następnie na jednym placku z każdej pary wycisnąć z rękawa cukierniczego bitą śmietanę. (ew. po prostu nałożyć łyżką). Drugi placek z pary ułożyć na bitej śmietanie, tworząc „kanapkę”. Wierzch każdej słodkiej kanapki posypać cukrem pudrem.

Rewelacyjny i błyyyyskawiczny deser!Przepis (zmodyfikowany) pochodzi z książki „Czekolada. Łatwe i przepyszne przepisy krok po kroku”

Naleśniki wielomąkowe z serem i powidłami

Ciasto naleśnikowe:

  • 50 g mąki żytniej razowej typ 2000
  • 50 g razowej mąki orkiszowej
  • 50 g mąki gryczanej
  • 100 g mąki pszennej typ 500
  • 200 ml mleka
  • jajko
  • 2 łyżki oleju rzepakowego
  • szczypta soli
  • woda (użyłam lekko gazowej)
  • olej do smażenia

Nadzienie:

  • kostka sera twarogowego półtłustego (200 g)
  • kilka łyżek jogurtu naturalnego
  • powidła (użyłam śliwkowych niskosłodzonych)
  • miód
  • dodatki: np. mielone migdały, ziarna sezamu

W misce zmiksować wszystkie składniki ciasta naleśnikowego (poza wodą). Stopniowo dodawać tyle wody, aby uzyskać pożądaną konsystencję.

Smażyć naleśniki z obu stron na patelni posmarowanej olejem (ja posmarowałam patelnię teflonową tylko przed usmażeniem pierwszego naleśnika, kolejne smażyłam już na suchej patelni).

W międzyczasie wymieszać twaróg z jogurtem.

Na usmażone naleśniki nakładać po 2 łyżki masy twarogowej i po łyżce powideł – rozsmarować i zawinąć w ulubiony sposób. Wierzch posmarować miodem i posypać np. posiekanymi orzechami lub ziarnami sezamu.

Przepyszne!

Obiad błyskawiczny

Po długim sobotnim wylegiwaniu się w łóżku zostałam wygoniona do kuchni 😉 Długo tam nie zabawiłam, a obiad smaczny i błyskawiczny powstał:

  • ziemniaki (miałam chyba 5 małych sztuk)
  • 2 marchewki
  • olej rzepakowy
  • przyprawy do ziemniaków: sól, pieprz, majeranek, ząbek czosnku
  • czerwona cebula
  • ocet balsamiczny
  • szczypta cukru
  • puszka czerwonej fasoli
  • przyprawy do fasoli: sól, pieprz, pieprz cytrynowy, pieprz kajeński, curry
  • 2 garście mieszanki sałat (w Tesco pojawiła się nowa mieszanka Jesienna – pycha! –> sałaty firisse i radicchio oraz biała i czerwona kapusta)

Obrane ziemniaki pokroić w ćwiartki, a obrane marchewki w słupki. Wrzucić do miski i zalać kilkoma łyżkami oleju, wymieszać z przyprawami. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i włożyć do piekarnika nagrzanego do 200°C. Piec aż ziemniaki się przyrumienią z jednej strony (ok. 20-30 min. – w zależności od wielkości).

Obraną cebulę pokroić w piórka, zeszklić na oleju. Dodać odrobinę octu balsamicznego i szczyptę cukru. Dodać osączoną z zalewy fasolę i przyprawy. Chwilę razem dusić.

Podawać z sałatą (można skropić oliwą i/lub sokiem z cytryny).

I danie gotowe! 🙂 Co ja na to poradzę, że uwielbiam gotować pyszne potrawy w jak najkrótszym czasie? 😉

Chleb pszenno-żytni na zakwasie

Nadeszła pora na przepis na chleb.Jednak zanim przepis, trochę historii 🙂 Dawno, dawno temu zostałam postawiona przed faktem (prawie) dokonanym – dostałam od koleżanki mąkę, zakwas i polecenie upieczenia chleba. Wydawało mi się to czymś niemożliwym, pracochłonnym i w ogóle nie do zrobienia – tak jak każdemu zanim sam nie upiecze swojego pierwszego chleba i nie przekona się, że to żaden problem. No, może pierwszy chleb to jeszcze małym problemem jest, ale kolejne to już 10 minut roboty i gotowe. No i najważniejsze – roboty bez żadnego robota kuchenna. Potrzebne są tylko:

  • mąka żytnia typ 2000
  • mąka pszenna typ 750 (może być też zwykła 550)
  • woda
  • sól
  • piekarnik
  • miska
  • zakwas
  • naczynie z miarką (ilości podawane są w mililitrach)

No to najpierw przepis na zakwas:

  • ZAKWAS = mąka żytnia razowa + woda

Do czystego słoika wsypujemy 3 kopiaste łyżki mąki i około 6 łyżek wody – najlepiej niegazowanej butelkowanej (tak naprawdę robi się to na oko, te ilości nie mają większego znaczenia; po prostu mamy zrobić błocko z wody i mąki, mieszając te składniki mniej więcej w proporcji 1:1). Słoik lekko zakręcamy (albo tylko przykrywamy ściereczką) i odstawiamy w ciepłe miejsce (raczej nie na kaloryfer, prędzej w ciepłym pomieszczeniu bez przeciągów). Następnego dnia dosypujemy trochę mąki i trochę wody i czynności te powtarzamy przez 3-5 dni. Zakwas będzie gotowy, gdy urośnie (zwiększy objętość), zobaczymy w nim wyraźne oka i poczujemy zapach fermentacji alkoholowej pomieszany z zapachem świeżo przekrojonego jabłka. W tej formie zakwas jest gotowy do użycia.Teraz czas na chleb. Podłużną formę wysmarowujemy masłem (dno i boki) – ja używam formy o wymiarach 32,5 cm x 8,5 cm (wymiary mierzone po dnie) i do tej właśnie formy będą pasowały podane niżej ilości.

Do miski wsypujemy obie mąki – pszenną i żytnią – w proporcji 3:1 (w sumie 1000 ml, czyli ok. 550 g). Wsypujemy 3 płaskie łyżeczki soli (ilość wedle uznania) i dokładnie mieszamy. Wlewamy ok. 500 ml butelkowanej wody niegazowanej. Ma powstać nie za gęste i nie za rzadkie błocko. Różne mąki chłoną różne ilości wody, dlatego może się okazać, że trzeba będzie dolać jeszcze trochę wody, by uzyskać pożądaną konsystencję. W międzyczasie dodajemy zakwas (nie trzeba, a nawet nie należy  starać się wyskrobać ze słoika wszystkiego dokładnie) i całość mieszamy – ja najlepiej lubię jedną ręką, by drugą mieć czystą i do użytku (np. by móc złapać butelkę wody).

Powstałym błockiem wypełniamy nasmarowaną tłuszczem formę, przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy do rośnięcia na 10 h w miejsce bez przeciągów.

Miskę, w której mieszaliśmy składniki ciasta najlepiej od razu umyć – potem brzydko zasycha i ciężko się ją myje. Brudnego słoika po zakwasie nie myjemy, tylko dolewamy tam wodę (można zamknąć słoik i wstrząsnąć, by wypłukać resztki zakwasu ze ścianek) i dodajemy znów trochę mąki żytniej. I bakterie w zakwasie na nowo nam się mnożą. Można słoik wstawić do lodówki, bakterie tam będą sobie powoli fermentować. W następnych dniach można sobie do zakwasu zajrzeć, zobaczyć jak sobie rośnie, w razie gdy usłyszymy, że bakterie wołają jeść można dorzucić im trochę mąki żytniej i wody.

Gdy chleb wyrośnie wstawiamy formę do piekarnika nagrzanego do 180ºC i pieczemy 70 min. Po wyjęciu wyjmujemy chleb z formy i studzimy na kratce. Gorącą skórkę można posmarować masłem przy użyciu pędzelka – wtedy stanie się jeszcze smaczniejsza.

Świeżo upieczonego chleba od razu nie kroimy, bo jest bardzo wilgotny i może się rozwalić. Pierwszą kromkę można ukroić po 20 min. od wyjęcia z piekarnika.

Nie należy się zrażać, jeśli pierwszy chleb nie wyjdzie. Mój pierwszy chleb z zewnątrz był piękny, a w środku zrobiło się wodniste błoto. Później eksperymentowałam z konsystencją ciasta, aż w końcu doszłam do idealnej.

Co do użytej wody – używam butelkowanej, bo ta z kranu może mieć za dużo chloru, który nie pozwoli bakteriom na fermentację.

Przepis wydaje się długi i skomplikowany, ale najważniejsze to przebrnąć przez kilka pierwszych chlebów. Potem robi się to tak, że wsypuje się do miski na oko mąki (dowolne, w dowolnych proporcjach, dodaje się wodę, zakwas, sól, ew. inne dodatki (np. siemię lniane, pestki dyni, ziarna słonecznika itp.) – wszystko miesza się w takich proporcjach, by uzyskać pożądaną konsystencję. Łącznie z umyciem miski po mieszaniu zajmuje to maksymalnie 10 minut. Następnie formę z ciastem odstawia się na całą noc lub dzień, który spędza się w pracy, grzeje się piekarnik, wkłada chleb i wyjmuje pyszny i pachnący domowy wypiek. Naprawdę nie ma w tym większej filozofii i skomplikowania.

No i ostatnia uwaga… Zabierając się za pieczenie chleba, trzeba sobie zdawać sprawę z dużego ryzyka, na które się narażamy. Po spróbowaniu upieczonego własnoręcznie chleba, chleby z piekarni już nie smakują… 🙂

Jeśli ktoś chce wiedzieć dokładnie co dzieje się w słoiku z mąką żytnią i wodą, polecam tę stronę.

Ps. Ostatnio przerzuciłam się na mniejszą formę (19,5 cm x 9,5 cm – wymiary mierzone po dnie) i wchodzi do niej idealnie 700 ml suchych składników. Właśnie upiekłam przepyszny chleb mniej więcej w takich proporcjach: 400 ml mąki pszennej typ 550 (czyli zwykłej białej), 200 ml mąki orkiszowej razowej i 100 ml siemienia lnianego, ziaren słonecznika i kminku + łyżeczka soli. Do tego dolałam wody tyle, by zrobiło się gęste błocko (pamiętajmy, że to ciasto nie jest ciastem drożdżowym, które tworzy zbitą ładną konsystencję! Ciasto na chleb jest ciastem ciągnącym się, wilgotnym i przyklejającym się do palców). Chleb wyszedł rewelacyjny, o czym przekonała się Pani Hania, prawda? 🙂