Kolonoskopia (część 3.)

Tak jak jelito grube składa się z trzech części, tak i mój wpis pt. Kolonoskopia składa się z trzech części. Jeśli poprzednie części Ci ominęły, to zajrzyj tutaj:

Kolonoskopia (część 1.)

Kolonoskopia (część 2.)

Z uwagi na fakt, że dieta przygotowująca jelita do kolonoskopii zakłada ograniczenie spożycia świeżych warzyw i owoców, dostarcza mało witaminy C. Warto więc wprowadzić suplementację (ale w proszku do rozpuszczania, a nie w tabletce i bez intensywnych barwników (np. taką).

Dieta przygotowująca do kolonoskopii jest również uboga w błonnik, zatem bardzo ważne jest odpowiednie nawodnienie, żeby nie dopuścić do zaparć. Jeśli ciekawi Cię jakie jest Twoje zapotrzebowanie na płyny, zajrzyj tutaj.

Po kolonoskopii nadal ważne jest prawidłowe nawodnienie, żeby jelita sprawnie mogły wrócić do swojej pracy.

Choć w czasie przygotowania do kolonoskopii mogą Ci się marzyć różne ulubione potrawy, pamiętaj, że bezpośrednio po kolonoskopii jelita (i pusty żołądek!) powinny być traktowane delikatnie. Najlepszym posiłkiem po kolonoskopii jest coś lekko strawnego, ciepłego, z małą ilością błonnika i bez produktów mlecznych, np. rosół z gotowaną marchewką i delikatnym, miękkim, mięsem bez włókien, delikatne pulpety gotowane (np. z tego przepisu – bez pieczarek, śmietany, musztardy i miodu), zupa krem z cukinii/dyni/marchewki, gotowane ziemniaki.

Jeśli po kolonoskopii trudno Ci utrzymać dietę wspierającą florę bakteryjną jelit (bez cukru, bez alkoholu, bez wysoko przetworzonej żywności), warto rozważyć probiotyki dostępne w aptekach.

Jeśli moje trzy wpisy nie wyczerpały tematu kolonoskopii, polecam Ci te dwa filmiki, które najbardziej pomogły mi w moim przygotowaniu do tego badania:

 

Kolonoskopia (część 2.)

W pierwszej części tego wpisu omówiłam to, co możemy robić, żeby zminimalizować ryzyko rozwoju raka jelita grubego oraz jak przygotować się dietetetycznie do kolonoskopii.

Poniżej przedstawię jakie zalecenia ja otrzymałam w placówce, w której wykonywałam kolonoskopię (na NFZ). Przypominam, że zalecenia te mogą się różnić w zależności od placówki!

Dzień przed badaniem rano mogłam zjeść lekkostrawne śniadanie (np. biała bułka i 1-2 ugotowane jajka lub chuda wędlina). O 15:00 mogłam zjeść kisiel o jasnej barwie.

O 16:00 musiałam zacząć przyjmowanie płynu przeczyszczającego (na receptę, od lekarza kierującego na badanie).

Jedną saszetkę preparatu Fortrans miałam rozpuścić w 1 litrze wody i wypić w tempie 1 szklanka co 15 min., do tego zalecono 500 mg espumisanu w kroplach (5 ml).

Tyle się nasłuchałam jaki niedobry jest Fortrans i jak wiele osób po nim wymiotuje lub ma odruch wymiotny, a jego smak był dla mnie całkowicie akceptowalny i picie w zaleconym tempie nie stanowiło żadnego problemu (choć oczywiście nie był smaczny).

Za to espumisan był dla mnie w smaku okropny, aż mnie wykrzywiało (lekarz powiedział, że śmiało mogę następnym razem łyknąć espumisan w tabletkach, w niczym to nie będzie przeszkadzać).

Czytałam, że Fortrans powinien zacząć działać w ciągu 2 godzin. Na mnie zadział w ciągu 10 min. I w ten sposób spędziłam 2 godziny na tronie non stop (z przerwami na napełnianie szklanki Fortransem, a następnie rozrobienie kolejnej saszetki w kolejnym litrze wody i przygotowanie kolejnych wolno spływających kropli Espumisanu).

W sumie 2 litry wypite od 16:00 do 17:45. Najlepiej po wypiciu jednej, nastawiać sobie minutnik 13-15 min. i wypijać kolejną.

Niektórzy twierdzą, że Fortrans lepiej smakuje schłodzony lub z niewielkim dodatkiem soku jabłkowego lub soku z cytryny. Ja – przyzwyczajona do picia (zwłaszcza jesienią) ciepłych płynów sprawdzałam raczej czy można go wymieszać z ciepłą wodą, ale niestety nie :p

Choć ten etap przeczyszający może się wydawać straszny, to ta biegunka nie jest taka sama jak biegunka przy rotawirusie, która jest połączona z bolesnymi skurczami brzucha i dużym osłabieniem. Tu po prostu wylewa się z jelit to, co ma się wylać 🙂

Dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem tego dnia był okropny głód (ale wtedy myślałam sobie ciepło o moich dzielnych pacjentach, którzy stosują diety odchudzające – choć mam nadzieję, że moje diety nie pozbawiają ich aż tylu ulubionych potraw co mnie przygotowanie do kolonoskopii i że nie wywołują aż takiego głodu;)).

Widziałam, że niektóre placówki zalecają rozpoczęcie picia płynów przeczyszających ok. 20-21:00. Cieszę się, że moja placówka rozplanowała to inaczej, bo dzięki temu noc miałam spokojną (tylko ze 3 razy obudziła mnie nagląca potrzeba).

Rano w dniu badania byłam już tak głodna, że marzyłam o wypiciu kolejnych porcji Fortrans 😉 Tym razem miałam jedną saszetkę rozpuścić w 0,75 ml wody, wypić w tempie 1 szklanka co 15 min. i tak samo postąpić z drugą saszetką. Do każdej saszetki dodatkowo połknęłam 5 ml espumisanu (fuj!).

Do dwóch godzin przed badaniem mogłam pić wodę (niby klarowany sok jabłkowy też, ale bałam się, że chwilowo podniesie stężenie cukru, a potem ten cukier szybko opadnie i jeszcze trudniej mi będzie wytrzmać głód). Wypiłam więc jeszcze 2 szklanki ciepłej (wreszcie! :-)) wody.

Badanie miałam o 11:50, bez znieczulenia. Lekarka, która wypisywała skierowanie powiedziała, że to nie jest aż tak bolesne badanie, że bez znieczulenia są szybsze dostępne terminy (bo nie wymaga to obecności anestezjologa) i jest mniejsze ryzyko powikłań (bo czuć co się dzieje i można lekarza wykonującego badanie w razie czego zatrzymać).

Urodziłam dwie córki bez znieczulenia, u dentysty też leczę zęby bez znieczulenia (ale nie miałam nigdy kanałowego) i bardziej boję się zastrzyków i wpływu znieczulenia na moje samopoczucie niż bólu. Poza tym bólu porodowego i bólu przy kolonoskopii byłam po prostu ciekawa (dziwna ze mnie osoba, wiem :-)). Miałam jeszcze motywację w postaci dwóch bliskich mi osób (Pozdrawiam! <3), które miały kolonoskopię bez znieczulenia i to przetrwały :-*

Badanie trwa krótko, odbyt jest znieczulany żelem, a jelito w środku nie ma unerwienia, więc nie czuć kolonoskopu wewnątrz. Ból w czasie badania wynika z tego, że do jelit wtłaczane jest powietrze, żeby „rozkleić” zapadnięte ścianki pustego jelita i dobrze zobaczyć jego wnętrze. Jak tego powietrza zbierze się za dużo, to boli tak, jakby bardzo chciało się puścić gazy, a nie można (ale to tylko takie odczucie, bo można, lekarz kazał mi „radośnie popierdywać” :-D). Obawiałam się też, że tego gazu wpuszczają tak dużo, że napompują mi brzuch jak balon, ale nie było aż tak źle 🙂

W czasie badania ważny jest spokojny oddech i rozluźnienie, żeby nadmiar gazów z jelit mógł uciekać (jelita są puste, te gazy są bezwonne). W tym baaaardzo pomogła mi praca z ciałem ze wspaniałą trenerką Olą G. w Square Fit Studio. Kto by pomyślał, że świadoma aktywność fizyczna przyda się nawet w takiej sytuacji.

Badanie momentami mnie bolało, ale mniej niż u dentysty i 1000 x mniej niż porody 😉 U dentysty czasem z bólu poleci mi łza, a tutaj nic takiego się nie wydarzyło. No i przede wszystkim jest to ból krótki, na wielodniowy ból na pewno nie byłabym taka wytrzymała. Inaczej bym też pewnie do tego podchodziła, gdybym (ze względu na swój stan zdrowia) musiała wykonywać kolonoskopię często.

Mój mąż jak patrzył na te moje przygotowania do badania, to stwierdził, że jakby było znieczulenie na ten tydzień przygotowań, to by brał 😉 A badanie jest krótkie, więc mimo że boli, to szybko mija. Na szczęście dla mnie, ale na nieszczęście dla tego wpisu nie miałam wycinanych polipów (nie wiem czy wtedy bolałoby mnie bardziej).

Jeśli jednak strach przed bólem miałby spowodować, że zrezygnujesz z kolonoskopii albo po prostu uważasz, że nie ma co przechodzić przez ten ból, skoro można otrzymać znieczulenie, to śmiało się na nie zdecyduj! Są też sytuacje, które mogą sprawić, że kolonoskopia boli bardziej (np. wcześniejsze operacje w obrębie jamy brzusznej, zrosty itp.). Ważne jest, żeby wyczuć swój organizm i zrobić tak jak uważamy najstosowniej, a najlepiej omówić to z zaufanym lekarzem.

Osoby, które przyjmują na stałe leki (np. na nadciśnienie, przeciwcukrzycowe, obniżające krzepliwość i inne), powinny skonsultować z lekarzem sposób przyjmowania tych leków przed kolonoskopią (najlepiej zapytać o to od razu przy okazji otrzymywania skierowania na kolonoskopię).

W przypadku kolonoskopii ze znieczuleniem konieczny jest pakiet aktualnych (nie starszych niż 3 miesiące) badań (m. in. morfologia, sód, potas, glukoza, EKG oraz inne w zależności od chorób towarzyszących i wykazu wymaganego w miejscu, w którym będzie wykonywana kolonoskopia). Obowiązuje również bezwględny zakaz prowadzenia pojazdów i maszyn mechanicznych, a także picia alkoholu przez 12 godzin po badaniu.

Warto pamiętać, żeby zadbać o swoje jelita również po badaniu. Ale o tym w trzeciej części wpisu.

Kolonoskopia (część 1.)

Rak jelita grubego jest jednym z najczęściej występujących nowotworów na Świecie.

W Polsce rak jelita grubego jest trzecim co do częstości występowania nowotworem u mężczyzn i drugim u kobiet.

Designed by Freepik

Częstość występowania raka jelita grubego niestety stale rośnie. Co możemy zrobić, żeby zmniejszyć ryzyko rozwoju tej choroby?

1) nie palić papierosów
2) ograniczyć spożywanie czerwonego mięsa
3) ograniczyć spożycie alkoholu (lub całkiem go weliminować)
4) spożywać minimum 400 g warzyw i owoców dziennie (z przewagą warzyw)
5) uprawiać umiarkowaną aktywność fizyczną
6) utrzymywać (lub dążyć do) prawidłowej masy ciała
7) wykonywać kolonoskopię co 10 lat po 50 rż. (95% pacjentów z rakiem jelita grubego to osoby powyżej 49 rż.) lub po 40 rż. w przypadku obciążenia rodzinnego – jeśli u rodziców, dzieci lub rodzeństwa wystąpił ten nowotwór lub wcześniej w przypadku wystąpienia niepokojących objawów (np. krwawienia z odbytu, zmiany w rytmie wypróżnień, ból brzucha, uczucia niepełnego wypróżnienia, niezamierzonej utraty masy ciała) lub pojawienia się krwi utajonej w kale (badanie FIT).

We wprowadzaniu większości powyższych zaleceń w życie, pomagam pacjentom w swoim gabinecie.

Ale ten ostatni punkt – profilaktyczna kolonoskopia jest tym, co wzbudza najwięcej obaw wśród wielu osób. A stanowi bardzo ważne badanie, bo nie tylko pozwala na stwierdzenie czy są w jelicie jakieś zmiany chorobowe, ale też pozwala na wycięcie polipów, z których niektóre typy ulegają nowotworzeniu (90% przypadków raka jelita grubego ma swój początek w polipach).

Ponieważ sama miałam przyjemność (hehe) poddać się ostatnio temu badaniu, postanowiłam podzielić się kilkoma wskazówkami i przemyśleniami.

Zacznijmy od początku, czyli od przygotowań do badania. Najlepiej rozpocząć je tydzień przed badaniem i już wtedy wyeliminować z diety:
-skórki warzyw i owoców
-drobne pesteczki warzyw i owoców: pomidorów, ogórków, truskawek, malin, granatu, kiwi
-orzechy
-ziarna słonecznika, pestki dyni, sezam, siemię lniane, nasiona lniane, czarnuszkę itp. oraz pieczywo z tymi składnikami.

Warto też zwiększyć ilość wypijanych płynów (najlepiej wody :)), żeby zapobiegać zaparciom.

Przykładowe posiłki w tym okresie:

Cztery dni przed badaniem trzeba już całkiem zrezygnować z surowych owoców i warzyw. Warto też unikać produktów intensywnie barwiących, np. buraków czy produktów z barwnikami w kolorze niebieskim, czerwonym lub fioletowym.

W tym okresie najlepiej nie spożywać już żadnych warzyw poza ugotowanymi ziemniakami, obraną i pozbawioną pestek ugotowaną na parze cukinią, ugotowaną marchewką lub dynią.

Dwa dni przed badaniem należy dodatkowo zrezygnować z produktów ciężkostrawnych, pieczywa razowego, wzdymających (np. grzybów, roślin strączkowych, tj. fasoli, grochu, soczewicy, ciecierzycy).

To czas na bardzo lekkostrawną i prostą dietę. Można jeść rosół z gotowaną marchewką, gotowane ziemniaki, białe pieczywo, chudą wędlinę, gotowane mięso, gotowane jajka, jogurty naturalne.

Szczegółowy plan posiłków tuż przed badaniem, powinno otrzymać się w miejscu, w którym wykonywana będzie kolonoskopia (np. na stronie internetowej). Zalecenia te mogą się różnić w zależności od placówki!

Druga część wpisu będzie zawierać dokładny opis mojego przygotowania do kolonoskopii. Polecam ją zatem osobom, których to badanie będzie wkrótce czekać, bo dla reszty może być zbyt nudna :p

Zdrowo na wakacjach (część druga)

Po powrocie z urlopu, przychodzę do Was z kolejnymi przemyśleniami dotyczącymi zdrowego odżywiania na wakacjach.

Przed wyjazdem warto się zastanowić jaki jest Wasz żywieniowy cel na urlopie. Czy jedziecie z twardym postanowieniem ścisłego trzymania się diety i samodzielnego gotowania według przepisów?

Z mojego doświadczenia wynika, że takie podejście rzadko sprawdza się w praktyce. Na miejscu okazuje się, że albo trudno skompletować składniki albo trudno dostosować gotowanie dla siebie do potrzeb współtowarzyszy albo po prostu wakacyjny klimat sprawia, że nie ma się siły i ochoty na gotowanie.

Ku zaskoczeniu pacjentów, najczęściej więc odradzam im taki ścisły plan, bo jest duże ryzyko, że wpędzi on pacjenta w myślową pułapkę: „Skoro nie udaje mi się trzymać diety, to odpuszczam już wszystkie dietetyczne postanowienia”.

Czasem dobre może okazać się podejście, że skoro cały rok gotuję zdrowe posiłki, jestem aktywna/-y fizycznie i nie piję alkoholu, to na urlopie puszczam hamulce, żeby nie zwariować.

Może jednak zdarzyć się też, że przez cały rok odżywiasz się tak, że czujesz się ciężko, źle i jesteś wiecznie zmęczona/-y i masz ochotę potraktować urlop jako wstęp do zmiany trybu życia na lepszy?Bez względu na to jaki jest Twój punkt startowy, najlepiej jest skupić się na urlopie na tym, co jesteś w stanie realnie zrobić dla swojego zdrowia i dobrego samopoczucia.

Może to być np.
– skupienie się na piciu większej ilości wody niż zazwyczaj (zwłaszcza, jeśli na co dzień pijemy za mało wody)
– rezygnacja z deseru (jeśli nie jest to dla nas jakieś wielkie wyrzeczenie)
– rezygnacja lub zmniejszenie ilości wypijanego alkoholu (może woda gazowana lub piwo bezalkoholowe godnie zastąpią „procenty”?)
niedojadanie między posiłkami
– spacery, jazda na rowerze, gra w badmintona lub inne aktywności, które sprawiają nam przyjemność
– wzięcie na wyjazd maty do ćwiczeń (nawet jeśli przyda się tylko kilka razy, może i tak warto?)
– zjedzenie wcześniejszej kolacji (skoro posiłki na urlopie są większe niż zazwyczaj, to może obfitsza wczesna kolacja będzie dobrym rozwiązaniem?).

Nie chodzi o zastowanie się do wszystkich powyższych zaleceń, tylko o zastanowieniu się nad takimi, do których bez większego wysiłku jesteśmy w stanie się zastosować.

Ja na urlopach jem zdecydowanie większe posiłki niż na co dzień, nie odmawiam sobie też deseru. Ale za to jem dużo warzyw (bo lubię), nie dojadam pomiędzy posiłkami i jem wczesną kolację (bo lepiej się wtedy czuję i lepiej śpię), piję mało alkoholu (bo mi nie służy). Uwielbiam też spacery (ale raczej krótsze niż wielogodzinne wyprawy). A przede wszystkim odpoczywam tak jak lubię, dużo śpię i czytam książki, bo to sprawia, że jestem w lepszym nastroju i dzięki temu podejmuję lepsze decyzje żywieniowe 🙂

Na różnych etapach życia różnie spędzamy urlopy i mamy różne oczekiwania i możliwości, np. urlop z małymi dziećmi vs. urlop z nastolatkami lub urlop polegający na codziennych górskich wyprawach czy aktywnym zwiedzaniu vs. urlop pod tytułem leżing, plażing i smażing (cytując moją koleżankę) 😉

Ważne, żeby skupić się na tym co realnie możemy i chcemy wprowadzić. Żeby było to coś, co korzystnie wpłynie na nasze samopoczucie fizyczne i psychiczne. Warto też spojrzeć szerzej na budowanie swoich zdrowszych nawyków żywieniowych i skupić się na nich na co dzień, a nie tylko oceniać je surowo w te kilka czy kilkanaście dni w roku 🙂

Udanej końcówki lata!

Ps. Jeśli jeszcze nie czytaliście pierwszej części tego wpisu, to koniecznie to zróbcie! 🙂

Ps. Pozdrawiam gorąco wszystkich, którzy towarzyszyli mi w trakcie tegorocznych urlopów! :-*

Zdrowo na wakacjach

Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach sezon na wyjazdy (zarówno weekendowe, jak i dłuższe urlopy) trwa cały rok. Ale niewątpliwie czas zbliżających się wielkimi krokami wakacji od szkoły (już tylko niecałe 5 tygodni!) jest okresem, kiedy moi pacjenci mają tych wyjazdów najwięcej. A co za tym idzie pojawia się wiele pytań: jak je przetrwać pod kątem dietetycznym? Jak nie zniweczyć dotychczas uzyskanych efektów? A przede wszystkim czy w ogóle warto się starać? Czy nie lepiej na ten tydzień czy dwa odpuścić i najeść się pod korek?

Przede wszystkim warto odpowiedzieć sobie na pytanie po co jedziemy na wakacje? Czy żeby wypić morze alkoholu, zjeść tonę lodów/pizzy i leżeć na plaży?

Czy żeby naładować baterie, wyspać się, mieć czas na spokojne jedzenie posiłków, popodziwianie widoków, porozmawianie z ludźmi?

Nie musimy się zastanawiać nad tym ile schudniemy czy przytyjemy na wakacjach, lepiej skupić się na tym jak chcemy się zatroszczyć o swoje organizmy.

Ważnym aspektem dobrego samopoczucia na wakacjach jest odpowiednie nawodnienie. I to zaczynając już od podróży, zwłaszcza jeśli wiąże się z długim przebywaniem w pozycji siedzącej czy odbywa się samolotem (lot dodatkowo może sprzyjać problemom z krążeniem, zatrzymywaniem wody). Na lotnisko polecam zabrać ze sobą butelkę z filtrem, którą przed odprawą należy opróżnić (wlewając jej zawartość w siebie :-)), a po odprawie napełnić. Jeśli butelka ma małą pojemność, a lot jest długi, polecam kupić wodę na lotnisku i/lub w samolocie. Wiadomo, przepłaci się, ale obiecuję, że ta inwestycja się zwróci duuużo lepszym samopoczuciem i mniejszą ochotą na dojadanie pomiędzy posiłkami. Butelka z filtrem przyda się też na miejscu destynacji. Jeśli jesteście w kraju, w którym picie wody z kranu nie jest polecane, to przed wlaniem jej do butelki z filtrem, polecam wodę z kranu przegotować i ostudzić.Poza butelką z filtrem, dobrym wyposażeniem bagażu jest nóż i obieraczka (oczywiście jeśli lecicie samolotem, spakujcie je do bagażu rejestrowanego, a nie podręcznego :-)). Wtedy wystarczy kupić w sklepie warzywa/owoce i posiłek mamy gotowy. Do tego pojemniczki na żywność (te można już wziąć do bagażu podręcznego i zapakować w nie np. orzeszki lub owoce lub warzywa – oczywiście najpierw warto zapoznać się z zasadami wwożenia żywności do danego kraju). Dzięki tym małym gadżetom, znacznie zwiększają nam się możliwości, jeśli chodzi o organizację posiłków w pokoju hotelowym. Jeśli jedziecie na wyjazd all inclusive lub nocujecie w dobrze wyposażonym apartamencie, to oczywiście takie gadżety już mniej się przydadzą. Choć pojemniczki, do których możemy zapakować II śniadanie lub podwieczorek i tak mogą znaleźć zastosowanie. Jeśli Wy macie jakieś swoje inne sprawdzone dietetyczne porady wyjazdowe, to dajcie znać w komentarzu 🙂 A może macie jakieś konkretne pytania dietetyczno-wyjazdowe? Chętnie odpowiem. Oczywiście powyższy wpis nie wyczerpuje tematu wakacyjnych dietetycznych porad, ale myślę, że na początek wystarczy 🙂

Tłusty czwartek

W minioną niedzielę postanowiłam poeksperymentować w kuchni. Bardzo lubię to robić, ale rzadko mam na to czas, najczęściej przygotowuję szybkie posiłki w 15-20 minut (doświadczenie w takim szybkim gotowaniu przydaje się przy planowaniu prostych diet dla pacjentów).

Kilka lat temu pierwszy raz w życiu zrobiłam pieczone faworki, ale chcąc, by były jak najlepsze pod kątem składu, zastosowałam mąkę orkiszową pełnoziarnistą. Wyszły zbyt twarde i mało przypominały tradycyjne faworki. W tym roku stwierdziłam, że wystarczającą dietetyczną zmianą przy przygotowywaniu łakoci na Tłusty Czwartek jest fakt, że robię je w wersji pieczonej, a nie smażonej, więc tym razem zastosowałam mąkę pszenną tortową.Wyszły bardzo smaczne, najlepszym testem dla nich było to, że moim córkom i ich koleżance bardzo smakowały, ale ich smak skojarzył im się raczej z goframi niż z faworkami (co akurat dla mojej córki było plusem, bo nie przepada za tradycyjnymi faworkami).

Postanowiłam przetestować przepis na pieczone faworki o trochę bardziej złożonym składzie, z przepisu AniaGotuje.pl. Zrobiłam z mniejszej porcji (przeliczyłam proporcje na 2 żółtka). Wyszło mi 40 faworków, każdy po ok. 27 kcal. Bardzo smaczne, ale mi i mojej córce jednak bardziej odpowiada ten poprzedni przepis. Smak tych faworków przypomina mi bardziej maślane ciasteczka.Zrobiłam też twarogowe pączki pieczone z tego przepisu (z drobnymi moimi modyfikacjami) – bardzo smaczne, ale smakują bardziej jak słodkie bułeczki, a nie pączki. Niewątpliwym plusem jest łatwość przygotowania z prostych składników.Dla lepszego porównania zrobiłam też pączki pieczone na drożdżach z przepisu @upiecze.my. Te już tak łatwe i szybkie do zrobienia nie były. Ciasto drożdżowe jest bardzo wymagające (jeśli zagniata się je ręcznie). Trzeba mieć sporo siły i cierpliwości. Cieszę się, że zrobiłam takie pączki, ale myślę, że prędko nie będę powtarzać tego przepisu. Podsumowując, spędziłam bardzo miło czas wyszukując i realizując przepisy na pieczone tłustoczwartkowe wypieki. Miałam potem czym obdarować sąsiadów i koleżanki z klasy mojej córki 🙂

Ja bardzo lubię takie pieczone alternatywy dla tłustych pączków czy faworków. Raz na jakiś czas mam ochotę na tradycyjnego pączka, ale nie jest to coś, po czym się dobrze czuję, więc ochota na nie przychodzi rzadko. Zdecydowanie pod kątem smakowym wolę takie pseudopączki i pseudofaworki 🙂

Ale może Ty masz inaczej? Może uwielbiasz zjadać tradycyjne pączki w Tłusty Czwartek i nie zamierzasz ich sobie odmawiać? Nie ma w tym nic złego. Ocenianie pojedynczego wyboru żywieniowego własnego lub czyjegoś nie ma większego sensu.

Zastanów się nad swoimi wyborami żywieniowymi. Może na co dzień odżywiasz się zdrowo, jesteś aktywna/-y fizycznie, a w Tłusty Czwartek zjadasz 3 pączki i nie masz wyrzutów sumienia? A może przez ostatnie kilka miesięcy odmawiałaś/-eś sobie słodyczy i w Tłusty Czwartek z przyjemnością chcesz delektować się pączkiem z ulubionej cukierni? Może zamiast piec pączki i faworki i przez to mieć dom wypełniony słodkościami wolisz kupić sobie jednego pączka i to będzie dla Ciebie bardziej rozsądny wybór dietetyczny niż góra wypieków? Nie ma co demonizować pojedynczych wyborów żywieniowych.

Wiele osób skupia się za bardzo na swoich wyborach żywieniowych, których dokonują w Tłusty Czwartek, w swoje urodziny czy podczas Świąt. Tymczasem na zdrowie i samopoczucie zdecydowanie bardziej wpływa to, co robimy przez większą część roku, a nie przez te kilka dni.

Liczy się też progres w nawykach żywieniowych (jeśli aktualnie nad takim pracujesz). Być może ktoś ocenia Cię negatywnie, że w Tłusty Czwartek zjadasz 3 pączki i patrzy na Ciebie krzywo, bo widzi, że masz do zrzucenia sporo kilogramów. Ale tylko Ty wiesz, że co roku zjadałaś/-eś 6 pączków w każdy Tłusty Czwartek i nie stroniłaś/-eś też od tych słodkości w pozostałe dni roku. A od kilku miesięcy zmieniasz nawyki żywieniowe i dla Ciebie zjedzenie tych 3 pączków to jest właśnie Twój progres w nawykach.

Obserwuj swoje ciało, sprawdzaj co mu służy i z szacunkiem oraz troską podchodź do swojego organizmu 🙂 Jeśli nie przepadasz za pączkami i faworkami, a zjadasz je w Tłusty Czwartek tylko dlatego, że są dostępne w miejscu Twojej pracy, to zastanów się czy na ten dzień nie warto zaplanować sobie obiadu, który da Ci energię i dobre samopoczucie na resztę dnia? 🙂